wtorek, 3 stycznia 2012

(Nowy) Rok Sowy

Rodzinne święta były doskonałym pretekstem do wyszydłowania czegoś nowego. Z pustymi rękami przyjechać nie wypada, pod choinką musiało się coś znaleźć. Coś. Właśnie. Zanim powstało moje kolejne wielkie dzieło, musiałam poświęcić kilka chwil na zastanowienie się, rozplanowanie, zgromadzenie materiałów i zmuszenie siebie do działania. Wena jak zwykle była perfidna. Upolowana chwilę temu, jeszcze oporna na tresowanie, dała energetycznego kopa gdy tylko chwyciłam za szydło. Bez tego nie dałabym rady siedzieć przez całą noc opleciona włóczkami. Udało się, zmęczona, ale szczęśliwa ukończyłam na czas swoją osobistą ptasią armię. Czemu sowy? Jestem nimi zafascynowana już od dawna, najwyższy czas było pokazać swoje uwielbienie. Domyślam się, że spory wpływ na taki a nie inny pomysł miała szalona gra z wściekłymi ptakami w roli głównej. Cóż, już tak mam, że to co widzę, oglądam, w co gram, czym zajmuję się - ma wpływ na moje prace. Na szczęście wzór jest mój, teraz już rozpisany jak należy, jasny, zrozumiały i schowany z innymi. Oto efekt 2 dni pracy:


Od lewej mamy: Sowę Matkę (bo jest duża i bardzo mądra). Zaraz obok - Dagi Sowa (bo Dagi to fajne imię). Koło niej - Puchacz Mundi (groźny i ważny). Z przodu - jakże by inaczej - Sowa Zombie. Bo zombie musi być. Zawsze! Prezenty się podobały. 

Nie pozostaje mi nic innego, jak płynąć dalej z prądem fantastycznych pomysłów i tworzyć dalej. Tego też sobie życzę na Nowy Rok. Wam zaś przesyłam mnóstwo pozytywnej energii i życzenia spełnienia Waszych marzeń. No i strzeżcie się zombie ;)