niedziela, 2 października 2011

Kiedyś podjęłam się wyzwania...

I teraz mogę powiedzieć, że wywiązałam się z każdej obietnicy. Kotopies poszedł w świat, Johnny czeka na adopcję (jacyś chętni?). Dziś przedstawiam ostatnie zamówienie - 3 ogoniastego lisa, specjalnie dla Kruczej. Kilka dni temu postanowiłam zająć się szyciem maskotek, ze skrawków tkanin. Parę prób, nawet nieźle poszło, jednak minie jeszcze trochę czasu, zanim osiągnę podobny poziom co w szydłodziele. Mam już to szydło "we krwi", ciężko mi się z nim rozstać na rzecz innego hobby. Poza tym nie mogę spocząć na laurach. Jestem w tym dobra, ale mogę być jeszcze lepsza. Chwytam zatem za rozgrzebane kiedyśtam robótki, doprowadzam wszystkie projekty do końca, w tym jeden, którego premiera niestety się nieco przesuwa. Mogę zdradzić tyle, że będzie to dzieło na miarę Wielkiego Cthulhu. Wracając do lisa - wzoru nie zapisałam, długo się nad nim nie zastanawiałam, po prostu powstał. Łatwizna. Piękny jest, rudy, z mordy podobny do mojego osobistego chowańca... (chyba powinnam zrobić podobiznę swojego szalonego psa!). Mam nadzieję, że będzie grzeczny tam, gdzie go jutro wysyłam.