środa, 6 lipca 2011

Włóczcraft - trochę historii

Na początku szydłowałam "do szuflady" czy raczej "na półkę". Figurki pałętały się na komodzie i nie za bardzo wiedziały co mają ze sobą zrobić. Zaczęły szeptać między sobą, by w końcu kulturalnie, aczkolwiek stanowczo zwrócić mi uwagę, że się nudzą. Było ich już sporo, nie miałam siły przebicia i musiałam zapewnić im rozrywkę. Urządziłam sesję fotograficzną, każdy miał swoje 5 minut i na pewien czas był spokój. Potem znów zaczęły coś knuć. Tym razem dostałam reprymendę, że zdjęcia się kurzą i koniecznie trzeba oprawić je w ramki, najlepiej internetowe. Bloga jeszcze wtedy nie było, ale popularny portal społecznościowy oferował sporo miejsca. To im wystarczyło. Dosiedli się do komputera i nie było wyjścia, fotografie trzeba było zamieścić. Potem było jeszcze weselej, kiedy włączali sprzęt bez mojej wiedzy i śledzili kto ich odwiedził, napisał komentarz czy pozdrowienia. Doszło też do tego, że sami wysyłali swoje zdjęcia w świat. Do wesołej ferajny dołączali nowi, już na wstępie, bez dyskusji fotografowani. I tak przez kilka miesięcy.

Pewnego razu w pubie nastała wielka chwila, wiekopomna. Nowy znajomy przygotowywał  leksykon filmów 'gore'. Był jednym z tych szczęśliwców obdarowanych zdjęciami. Plan moich towarzyszy był genialny, zdjęcia jak i same postacie spodobały się i tak powstał pomysł umieszczenia zombiaków na okładce wspomnianej wcześniej książki Jeszcze 2 dni po tym słyszałam hałasy z półki, tak tam świętowali. Ja tymczasem prowadziłam negocjacje, ustalenia, rysowałam szkice, planowałam co to właściwie trzeba będzie wyszydłować. Ostateczna wersja - podobizny tych, którzy straszyli widzów przed ekranami kinowymi i telewizyjnymi. Rysunki zostały zaakceptowane, szydło wkroczyło do akcji.

Było to pierwsze zlecenie. Wykonanie figurek dla kogoś, już nie na półkę. Wg ustalonego wcześniej planu, na konkretny termin. Praca szła sprawnie, całe ferie zimowe spędziłam poznając fizjonomię mrocznych charakterów. Zamieniając wizję w konkretne szydłodzieło. Byłam niesamowicie szczęśliwa, że dostałam szansę by się sprawdzić i bardzo z siebie dumna - kiedy każdy kolejny bohater uzyskał akceptację i komplementy. Jednak tak jak się spodziewałam, było mi dość trudno rozstać się z tą mroczną ekipą. Musieli iść dalej w świat. Impreza pożegnalna odbyła się w wiadomym miejscu. Z łezką w oku następnego dnia przekazałam potworki Piotrowi. Książka już niedługo ujrzy światło dzienne, zatem mogę w końcu pokazać swoje prace:

Zdjęcie wykonał Sławek Skulimowski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz